Re: jaka nowa federacja?
Autor:
Miekinia (---.internetdsl.tpnet.pl)
Data: 10 Mar 2006 - 10:32:15
Obiecałem więcej nie odzywać się, ale nie dotrzymam słowa (jak każdy człowiek sukcesu w Polsce), bo temat federacji jest mi wyjątkowo bliski.
Muszę koniecznie odnieść się do dywagacji Ditty w sprawie różnej kategorii członków. Dla mnie wzorcową federacją (pamiętając o proporcjach) jest federacja francuska. Jak czyta się ich Statut i Regulamin od razu widać, że Francuzi przechodzili już kiedyś większość chorób organizacyjnych, z którymi my dopiero się borykamy i o których jeszcze nawet nie wiemy. Legislaturę polską katuje silna inklinacja do eksperymentowania na dawno otwartych drzwiach, jest to bolączka ogólna, nie tylko naszego środowiska. Jednak można być nieco niedorozwiniętym, ale mieć zachowane poczucie zdrowego rozsądku. Kilka krajów na świecie poszło po najmniejszej linii oporu i przyjęło legislaturę krajów rozwiniętych w całości pozbywając się kłopotów rozwojowych za jednym posunięciem. Uważam, że również dla nas jest to najlepsze rozwiązanie.
Ditta z czułością odnosi się do klubów, jako podstawowej jednostki organizacyjnej federacji. Chodzi jej – jak sądzę – o zachowanie zdolności współpracy i współżycia ludzi w środowisku i ma tu dużo racji. Klub jest (a przynajmniej powinien być) jak rodzina, które to rozwiązanie społeczne na razie ma niepodważalną pozycję. Jednak to nie jest wystarczającym argumentem do odrzucenia idei członkostwa osób fizycznych. Bywają przecież rodziny patologiczne i w ślad za nimi różne instytucje opieki społecznej.
Idealizowany przez Dittę obraz organizacji społecznych nie zawsze jest dla poszczególnych ludzi korzystny, szczególnie jak zaczynają brać udział w inicjatywach budzących kontrowersje. Ponieważ nasze środowisko nie ma żadnych mechanizmów regulacyjnych, wszystko odbywa się metodami siłowymi i to właśnie tacy ludzie padają najczęściej ofiarą swoich wizji, których nie rozumieją inni. Przypomnę Ditt’cie (Boże, jak to się naprawdę w piśmie odmienia?) los Janusza Zięby, człowieka, któremu Jej klub zawdzięcza istnienie, że nie wspomnę już o jako takim poważaniu w środowisku.
Krótko mówiąc ludzie i ich zbiorowiska są omylne. Coś się komuś zdawało, inni przyłożyli miarę kursanta, albo nawet wydarzyła się zawiedziona miłość (bo i tak bywało) i człowiek, który tym ludziom poświęcił pół życia znalazł się za burtą bez odszkodowania i rekompensaty. Słyszałem, że Januszowi pożałowano nawet członka honorowego. Dla mnie skandalicznym przykładem kompletnej niemocy – raczej regulowanej – ze strony KTJ-u jest sprawa KKS-u, w którym jeden szaleniec wyrzucił z powodu rozdźwięków o parę groszy całą kadrę i całą historię klubu, ze Zbyszkiem Rysieckim na czele. Ten przykład ilustruje, że wystarczy czasem jeden nieobliczalny człowiek, aby inni ludzie zostali pozbawieni swoich ciężko wypracowanych praw i dorobku.
I obronie takich ludzi służy właśnie instytucja członka fizycznego w cytowanych federacjach, a francuskiej przede wszystkim. Ditta zapewne obawia się anarchii spowodowanej atomizacją praw w federacji. Uprzejmie zwracam uwagę, że Francuzi nie są znowu tacy głupi i też zabezpieczyli się przed taką ewentualnością. Członkiem fizycznym federacji nie może zostać pierwszy lepszy człowiek z ulicy, nie może on wejść z klucza, takie prawo otrzymują ludzie o niekwestionowanych ogólnokrajowych zasługach i te zasługi są właśnie gwarantem, że organizacja ma do czynienia z odpowiedzialnym uczestnikiem społeczności, a nie jakimś warchołem. Należy wziąć też pod uwagę, że prawa członka klubowego i fizycznego nie są równoważne, tylko mają proporcjonalne przełożenie. Z drugiej strony można przypuszczać, że samo środowisko jaskiniowe we Francji dysponuje wystarczającą uczciwością wewnętrzną, że nie odmawia tego prawa osobom naprawdę zasługującym na nie, bo co tu wiele gadać, ale w Polsce na pewno stałoby się to następną okazją do zabawy w małego manipulatora.
Środowisko jaskiniowe w Polsce kiedyś miało pewne mechanizmy autoregulacyjne. Skutkiem tego było powstanie OKSpelu-u (jeśli jeszcze ktoś pamięta tą nazwę), które zapobiegło anarchii na Śląsku. W nowszej historii przypadkiem autoregulacji - chyba ostatnim - było niedopuszczenie do zarejestrowania warszawskiego Interklubu, założonego przez lokalnego dyktatora w odwecie za jego obalenie. Bezpośrednią zasługę w tym miał Andrzej Ciszewski, któremu Warszawa chyba może w ogóle zawdzięczać istnienie. Niestety mechanizm autoregulacji został zupełnie zarzucony, nikt nikogo nie broni i każdy może co chce i odnosi się wrażenie, że aktualnie ma miejsce pełne zadowolenia delektowanie się tą sytuacją.
Też pozdrawiam
Piotr Kulbicki