Uważam, że powinniśmy założyć nową federację. Jednak przy ministerstwie sportu i z Kartami Taternika.
Nie istnieje według mnie pytanie czy chcemy być sportowcami czy naukowcami - w praktyce robimy obie rzeczy. Nie próbujmy się szufladkować. Takie rozważania miał już Martel. Z jednej strony wysiłek fizyczny w czasie wielodniowych akcji, dźwiganie worów, z drugiej dokumentacja jaskiń, nacisk na 'nauki o ziemi' na kursie podstawowym... Z jednej strony akcje do dna śnieżnej, z drugiej wielodniowe śledzenie nad kreśleniem nory. Oczywiście dla wielu trudne do zrozumienia jest dlaczego goście którzy idą na trawers czarnej nazywają siebie samych speleologami, z drugiej sportowcy z awf-u dziwią się po co nam nauka topografii.
Zobaczcie, że w Polsce największymi autorytetami jeśli chodzi o jaskinie, są ludzie którzy zajmowali się jaskiniami zarówno od strony naukowej, nie rezygnując z działalności sportowej. Głazek, Pulina, Gradziński, Kowalski, Grodzicki, Chodorowscy, Baryła. Swoją drogą przecież Klub Grotołazów bardzo się zastrzegał, że 'oni to tylko są sportowcami'. A kto robił plany ja się pytam? Naukowcy zza biurek?
Zresztą porównajmy dokonania eksploracyjne i naukowe 'naukowej' federacji austriackiej, i 'sportowej' federacji francuskiej.
Co do kart taternika uważam, że raczej odnosimy same korzyści. Wypuszczenie działalności szkoleniowej z klubów nurkowych zaowocowało ich upadkiem. Bo po co uczyć tych wszystkich pierduł. Instruktor prywatnie zrobi to szybciej. Natomiast trudno osobę początkującą przekonać, że bez klubów grotołażenie nie istnieje - po prostu nie ma z kim działać. Karty taternika dają nam - mimo rewolucji instruktorskich - kontrolę nad tym, gdzie i w jakiej formie kursy będą się odbywały.
Druga sprawa korzyść wynikająca z kart, to sprawa o której pisałem wcześniej - w terenach chronionych na ogół nie ma dostępu do jaskiń, albo są ograniczone do wejść 'naukowych' - naukowych, czyli dla lokalnego środowiska. To, że negocjujemy z właścicielem terenu jako związek umocowany w ustawie, daje dostęp do jaskiń wszystkim klubom zrzeszonym na prawie równych zasadach. Oczywiście niektóre kluby - szczególnie te z utytułowaną obsadą - mogłyby uzyskać pozwolenia naukowe na badanie jaskiń. Ale mniejsze i mniej mobilne środowiska nie miałyby tych szans.
Wiemy dobrze, co stało się po zniesieniu kart na powierzchni - nie było już podstaw prawnych do wyróżniania jednej grupy - czyli członków klubów pza. Dostęp do terenów wspinaczkowych musiał zostać udostępniony na równych zasadach - wszstko albo nic. Podobnie stało by się z jaskiniami.
Pytanie:
- Czy park zgodziłby się, żeby każdy, kto chce mógł wchodzić do jaskiń poza szlakami?
- Czy lista ewentualnych jaskiń została by niezmieniona?
- Czy byłoby to dobre dla ochrony jaskiń?
Ja bym nie chciał żeby jaskinie tatrzańskie wyglądały jak jurajskie. W klubach mamy możliwość kształtowania posstaw. Poza nimi - nie bardzo. Oczywiście z punktu widzenia ochrony jaskiń najlepsza jest kanalizacja ruch, jednak gdyby nie środowisko 'taterników jaskiniowych', nie poznano by większości jaskiń tatrzańskich.
Nie zdziwił mnie tekst na nowej stronie TPNu, bo taka najwyraźniej była opinia prawników parku. Uważam, że w umieszczenie tej informacji był zamieszany bywalec tego forum i miało to służyć potwierdzeniu czarnych wizji. Niemniej rozporządzenie jest w druku. Bardziej ubodło mnie to, co jest na samym początku:
'Taternictwo jaskiniowe, często zwane grotołażeniem to przechodzenie jaskiń z wykorzystaniem specjalistycznego sprzętu, oraz specjalistycznego przygotowania. Taternictwo jaskiniowe nie jest speleologią z czym często jest mylnie utożsamiane, speleologia bowiem to nauka zajmująca się jaskiniami.'
no więc nie czuję się taternikiem jaskiniowym i nie uważam żeby jakikolwiek mój wychowanek jaskiniowy za takiego się miał. Nie bójmy się nazywać speleologami.
Pozostaje jeszcze kwestia finansów. Utrzymanie każej instytucji - również związku - który jak mniemam - miałby się również w szerszym zakresie zajmować kwestiami naukowymi, kosztuje. W tej chwili mówi się raczej w mediach, że ministerstwo sportu powinno dążyć do zmiejszenia liczy związków. Ponieważ są one niezależne, jedyną formą oddziaływania jest zmniejszenie dotacji.
Na pewno odejście od PZA zmniejszyłoby nasz budżet. Ale chyba trudno. Jednak jeżeli będziemy chcieli zupełnie odciąć się od ministerstwa, to ja nie widzę szans na utrzymanie tej federacji. Ze składek to my nawet lokalu nie wynajmiemy. A nie sądzę, żeby jakaś uczelnia czy PAN chciałby współfinansować naszą działalność.
pozdrawiam
życzę owocnej dyskusji, jednakowoż z powodu urodzin córki będę się mało udzielał