Re: OŚWIETLENIE, czyli ...
Hmmm,
Szczerze mówiąc męczą mnie już trochę te "prowokacje" prokarbidowe. Sprawa jest jasna, w Tatrach NIE CHODZIMY na karbidzie. W innych rejonach świata dostosowujemy się do lokalnych regulacji.
Natomiast jeśli chodzi o argumenty podniesione w poprzednim poście, jakoby przy karbidówce jaskinię było widać, a przy elektryce nie, to przypomina mi się dyskusja z jednym kolegą odnośnie jedzenia w lokalach gastronomicznych. Twierdził on mianowicie, że smacznie można zjeść w domu, natomiast w lokalu nigdy nie dostanie się jedzenia nawet porównywalnie tak dobrego jak domowe. Ponieważ kilka razy miałem okazję zjeść znakomicie w restauracji (niestety drogiej - nie ja płaciłem rachunek, lecz firma) i mimo kilku lat prób kuchennych nie udało mi się samemu dojść do kunsztu jaki tam prezentowali kucharze, zapytałem kolegę jaki zapłacił najwyższy rachunek w lokalu. Odpowiedział, że 20-25 zł. Wynikało z tego jasno, że szczytem kulinarnych uniesień w lokalu była dla niego wizyta w Spinxie lub czymś podobnym i założył, że to już kres możliwości.
Tak też sprawa się ma z elektryką. Jeśli porównamy karbidówkę z zestawem 5-ciu małych diód z allegro, to oczywiście jest tak, że widzimy przy nich tylko tyle, żeby nie wpaść na ścianę. Ale dziś już za cenę karbidówki można kupić zestaw dwóch diód cree, akumulatorki on notebooka i prostą elektronikę z radiatorem. A to NAPRAWDĘ nie ustępuje karbidówce, a dioda świecąca w zakresie 180 stopni (są takie, dlatego używamy dwóch) nie ogranicza pola widzenia. Oczywiście na razie są to rzeczy droższe i trudniej dostępne, ale ceny lecą w dół z miesiąca na miesiąc. Także w relacji karbidówka-elektryka pytam: jaka elektryka?
A co do niezastępowalności karbidu przy robieniu zdjęć (ciepłe światło) to da się różne rzeczy zrobić bez. Ot choćby część zdjęć (na dole) w [
sktj.pl]. Tam nie było karbidu, a spora część światła nie pochodzi z lamp, tylko z czołówek.
Zmieniany 1 raz/y. Ostatnio 2008-04-23 12:25 przez dbart.