[
wiadomosci.gazeta.pl]
Przez całą noc z wtorku na środę ratownicy jurajskiej grupy GOPR poszukiwali grotołaza z Krakowa, który zaginął w jednej z jaskiń na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Nad ranem odnaleźli go. Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna nie żyje.
"Dopóki lekarz nie stwierdzi zgonu, nie możemy mieć pewności. Grotołaz tkwi w niezwykle ciasnej szczelinie głową w dół. Ratownicy starają się wydostać go z tego miejsca" - powiedział prezes grupy jurajskiej GOPR Piotr Van der Coghen.
W trosce o sprawność trwającej akcji ratowniczej Van der Coghen nie zdradził, o którą jurajską jaskinię chodzi. Jak powiedział, osoby postronne mogą utrudnić działania ratowników, tym bardziej, że akcja prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach.
"Jaskinia, w której doszło do wypadku, należy do najtrudniejszych dla grotołazów; nie ze względu na głębokość, ale właśnie z uwagi na liczne zaciski, czyli niezwykle ciasne przejścia i szczeliny" - tłumaczył szef jurajskich goprowców.
Akcję w jaskini prowadzi sześciu ratowników. Może ona potrwać jeszcze kilka godzin. Grotołaza znaleziono w głębokim korytarzu jaskini. Goprowcy zobaczyli go około 4.30 rano. Od tej pory podejmują próby jego wydostania.
O zaginięciu 30-letniego grotołaza z Krakowa ratowników powiadomiła we wtorek wieczorem jego matka. Powiedziała, że syn pojechał do jednej z jaskiń na Jurze i nie wrócił na noc do domu.
Krótko potem współpracująca z GOPR-em policja odnalazła samochód grotołaza w lesie, a ratownicy z psami szkolonymi do poszukiwań zaginionych osób rozpoczęli poszukiwania w tej okolicy. Psy doprowadziły ratowników do jaskini.